wtorek, 17 lipca 2018

Wspomnienie

Witam ;)
Przybywam z krótką miniaturką napisaną pod wpływem chwili. Tekst nie był betowany więc mam nadzieję, że podejdziecie do niego nieco łaskawie :D
ENJOY MISIE :*
____________



Sześćdziesięcioletnia kobieta siedziała na swoim ulubionym fotelu i z uśmiechem spoglądała na swoje wnuczęta. jej niegdyś bujne, kasztanowe włosy były teraz zaplecione w siwego warkocza. Pomarszczone dłonie trzymała z gracją na kolanach, a na twarzy miała jak zawsze dobroduszny wyraz. Co chwilkę podchodziło do niej któreś z dzieci i pytało o różne rzeczy, a ona z cierpliwością wszystko im tłumaczyła. Kochała takie momenty, kiedy mogła patrzeć na uradowane buzie tych istot.
W pewnym momencie podeszła do niej dwójka najstarszych wnucząt.
- Babciu, bo mamy do ciebie pytanie. - zaczął niepewnie Matthew.
- O co chodzi, skarby? - spytała spokojnie Hermiona.
- Tylko proszę, nie gniewaj się na nas za bardzo. - powiedziała kuzynka chłopaka i wyciągnęła zza pleców czarną szkatułkę.
Z ust starszej kobiety zniknął uśmiech, a jej twarz znacznie poszarzała.
- Skąd to macie? - zapytała wyciągając ręce w stronę pudełka.
- Znaleźliśmy na poddaszu. Myśleliśmy, że to zdjęcia rodziców i...
- I zaglądnęliśmy do środka. - dokończyła Scarlett.
Kobieta opuszkami palców przejechała po wieczku i małym złotym zamku, a potem delikatnie je uchyliła. W środku znajdowały się różne przedmioty: listy, zdjęcia i trzy koperty. Hermiona zasłoniła ręką usta i wyjęła jedno ze zdjęć, które przedstawiało dwoje młodych ludzi: jasnowłosego mężczyznę i ciemnowłosą kobietę. Kiedy je odwróciła tyłem, ujrzała krótki napis:

ŻEBYŚ NIGDY NIE ZAPOMNIAŁA
D.M.

- Babciu? Wszystko w porządku? - upewnił się zaniepokojony brunet.
- Tak, Matty. Wszystko w porządku.
Kuzynostwo wymieniło porozumiewawcze spojrzenie.
- Kim był D.M.? - spytała cicho Scarlett.
Hermiona zamknęła oczy, kiedy do głowy zaczęły napływać jej wspomnienia.

*****

Szła ulicą przemoczona do suchej nitki. Już miała zacząć przeklinać cały świat, bo wszystko dzisiaj musiało być na opak, kiedy nad jej głową pojawił się znikąd parasol.
- Widzę, że beze mnie, to ty nie jesteś w stanie nic zrobić, Granger. - usłyszała za sobą męski głos.
Uśmiechnęła się krzywo i odwróciła twarzą do blondyna.
- A ty beze mnie nie możesz chwili wytrzymać, Malfoy. - odparła ironicznie. 
Po chwili powagi obydwoje wybuchli śmiechem i przytulili do siebie. 
- Dobrze cię widzieć, Hermiono.
- Ciebie także, Draco. - delikatnie wyswobodziła się z silnych ramion mężczyzny - Ale co ty tutaj robisz? Miałeś wrócić dopiero za trzy miesiące.
Blondyn rozejrzał się dookoła i uśmiechnął nieznacznie. 
-Wszystko ci wyjaśnię, tylko nie tu. 
Hermiona kiwnęła głową i ruszyła do jednego z zaułków. Zanim zdążył to jakoś skomentować oboje stali przed domem rodzinnym Grangerów. Dziewczyna szybko oszukała klucze i po chwili byli już w środku.
- Rodzice pojechali na weekend do ciotki, do Francji. - powiedziała zdejmując płaszcz i buty.
Jednym ruchem różdżki zapaliła w kominku i drugim postawiła wodę na herbatę.
- Czyli rozumiem, że chata wolna? - spytał z szerokim uśmiechem, rozsiadając się na kanapie - Muszę cię jednak zasmucić, ponieważ rozpracowałem już twój plan.
- To ja miałam jakiś plan?! W takim razie oświeć mnie, Sherlocku. - zawołała z kuchni.
- Otóż... Podstępem zwabiłaś mnie do swojego pustego domu z zamiarem niecnego wykorzystania mojej cnoty. Musisz się jednak z tym pogodzić cukiereczku, że ja się tak łatwo nie dam. O nie. - powiedział z udawanym przejęciem i strachem, wymachując rękami na każdą stronę.
Hermiona wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- No co? To najprawdopodobniejszy scenariusz, Granger. Poza tym nie wypieraj się. Wiem, że cię pociągam.
Po słowach chłopaka, po całym domu potoczyła się kolejna salwa śmiechu.
- Może by tak było, gdyby twoja cnota była nadal w twoim posiadaniu – wydusiła w końcu z siebie, brunetka.
Draco jak obrażone dziecko założył ręce na piersi i prychnął głośno.
- Moja cnota jest tam gdzie trzeba.
- Czyli w zakazanym lesie, albo przy jakiejś autos…
- Dobra, kobieto. Skończ. – przerwał jej blondyn ze śmiechem, podchodząc do niej.
Brunetka chichocząc pod nosem zalała herbatę w dwóch kubkach i postawiła je na stole razem z cukierniczką.
Granger, jest pilniejsza sprawa do omówienia. – zaczął konspiracyjnym szeptem, a kiedy dziewczyna się trochę nachyliła, powiedział z przebiegłym uśmiechem – Martw się lepiej, gdzie jest twoja cnota, droga panno.
Brunetka wywróciła oczami i z lekkim uśmiechem wróciła do słodzenia ulubionego napoju.
- Powiesz mi w końcu czemu wróciłeś?
Malfoy w jednej sekundzie stał się poważny, lekko się przygarbił, a Hermiona dopiero teraz dostrzegła cienie pod jego oczami.
- Hej, co się dzieje? – zapytała.
- Ojciec jest ciężko chory. On umiera. – powiedział wypranym z emocji głosem.
Hermiona popatrzyła na chłopaka łagodnym wzrokiem. Wiedziała, że nie potrzebował teraz użalania się nad sobą.
- Ile mu zostało? – spytała cicho.
- Miesiąc. Może dwa. – odparł, otaczając kubek dłońmi. Po chwili westchnął cicho i kontynuował – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nic nie czuję. – popatrzył na nią zbolałym wzrokiem – Ani smutku, żalu, tęsknoty. Nic. Kompletna pustka.
Złapała go za rękę. W tym samym momencie przez jej ciało przeszedł dreszcz, ale nie zwróciła nie niego zbytniej uwagi.
- Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, zawsze możesz na mnie liczyć. – powiedziała.

*****

Promienie słońca przyjemnie ogrzewały ich twarze. Przemierzali właśnie jedną z włoskich uliczek śmiejąc się i wygłupiając. Od śmierci Malfoy’a Seniora minął już rok. Draco miał wyrzuty sumienia, że nie potrafi tęsknić za ojcem więc Hermiona postanowiła, że będzie odwracać jego uwagę. Do tej pory zwiedzili już Pragę, Wiedeń, Belfast, Cardiff  i Limę. Od dwóch dni przemierzali ulice Rzymu.
- Chodźmy coś zjeść, proszę. – marudziła brunetka.
- Przecież jedliśmy dwie godziny temu. – zaśmiał się Draco.
- Ale ja mam ochotę na ciasto czekoladowe albo szarlotkę, albo wiem! Na lody! No nie daj się prosić!
- Niech ci będzie, ale wiedz kobieto, że się przy tobie wykończę.
Po kilku minutach siedzieli na oddalonej od innych ławeczce. Żartom nie było końca. W pewnym momencie Hermiona trochę za mocno machnęła ręką, w której trzymała loda, tak że ten wylądował na twarzy Draco. Zakryła dłonią usta, hamując głośny śmiech. Blondyn przekrzywił lekko głowę i zmrużył oczy.
- Tak cię to bawi, cukiereczku? – zapytał przesłodzonym głosikiem i nim brunetka się zorientowała, miała twarz umazaną truskawkowymi lodami – Teraz jesteśmy kwita.
Hermiona trzepnęła chłopaka w ramię, uśmiechając się przy tym.
- Ja to zrobiłam przez przypadek. – zaprotestowała, szukając chusteczek higienicznych w torebce.
W końcu, kiedy oboje doszli do ładu, ruszyli w stronę hotelu. Draco przerzucił brunetce rękę przez ramię, a ta objęła go w pasie. Oboje cały czas wmawiali sobie, że to tylko przyjacielski gest, chociaż gdzieś tam w środku, cichy głosik mówił, że to nieprawda.

*****

W ciągu czterech lat mieli za sobą trzy kłótnie. Dzisiaj nadeszła pora na kolejną. Byli na imprezie. Draco wypił trochę więcej niż powinien. Pamiętała to jak wczoraj. Prowadziła go do wyjścia. Kiedy już znaleźli się na parkingu podszedł do nich jakiś mężczyzna.
- Hej, laleczko. Może ci pomóc? – spytał lustrując ją wzrokiem.
- Spadaj gościu. – odpowiedział za brunetkę Malfoy i dalej dał się prowadzić w stronę jednego z aut.
- Ja będę dla koleżanki lepszym towarzyszem niż taki szczeniak. – nalegał nieznajomy.
Wściekły Draco, jakby nagle całkiem wytrzeźwiał, wyrwał rękę z uścisku brunetki i stanął przed drugim mężczyzną.
- Powiedziałem ci coś. Głuchy jesteś? – warknął  Malfoy.
Widząc, że blondyn sięga po różdżkę, Hermiona szybko chwyciła go za ramię i pociągnęła w stronę czarnego audi.
- Sama wiem kto będzie dla mnie lepszym towarzystwem. – wypluła z siebie, kiedy miała już zamykać drzwi od strony kierowcy.
Z zawrotną szybkością podjechała pod kamienicę, w której mieszkała i sprawdzając tylko czy młody Malfoy wysiadł z jej samochodu, zamknęła go, a potem ruszyła w stronę mieszkania. Draco wolnym krokiem podążył za Hermioną. Kiedy znaleźli się w salonie, już nie mogła wytrzymać.
- Coś ty sobie myślał?! Wdawać się w dyskusję z takim gościem?! Czy ty jesteś normalny?!
Nie dbała o to, że być może sąsiedzi będą się później na nią skarżyć.
- Co ja takiego zrobiłem? Po prostu chciałem uświadomić gościa, żeby się odwalił. Tyle.
- Tyle? Tyle? Merlinie, daj mi siłę! O mało nie rzuciłeś na niego jakiejś klątwy! I ty mówisz tak spokojnie, że tylko tyle?! Co byś zrobił gdybym nie zareagowała? Potraktowałbyś go Cruciatusem? A może sectumsemprą?
- Co za różnica, co bym zrobił?! Widziałaś jak on na ciebie patrzył? On cię rozbierał wzrokiem!
- Słucham?! I byłeś gotowy na użycie czaru na pijanym mugolu, tylko dlatego, że rozbierał mnie wzrokiem? Przecież do niczego nie doszło, a on i tak nie będzie nic jutro pamiętał! A pomyślałeś jak ja bym się czuła gdyby cię zgarnęli ci z ministerstwa za niedozwolone użycie czarów? Myślałeś nad tym?!
- Nie! – wrzasnął wściekły, a na jego policzkach wykwitły czerwone rumieńce złości – Nie myślałem.

Chwyciła dwoma palcami nasadę swojego nosa i próbowała się uspokoić. Podeszła do niego i popatrzyła w jego szare oczy.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważny, Malfoy. Nie sądziłam, że to powiem, ale żałuję, że te ostatnie kilka lat to nie jest nasze życie od pierwszego spotkania w Hogwarcie. Zależy mi na tobie, więc tego nie schrzań. – po tych słowach udała się w stronę swojej sypialni, ale zanim do niej weszła, dodała cicho – Przygotowałam przed wyjściem pokój gościnny dla ciebie. Jeśli nie chcesz wracać do pustego domu, to możesz spać tutaj. Dobranoc.

*****

Wiadomość była krótka i zwięzła. Prosił o spotkanie w Prospect Park o dwudziestej. Punktualnie zjawiła się w umówionym miejscu, a on już na nią czekał. Widziała go już z daleka. Platynowe włosy na ciemnym tle.
 - Co się stało, Draco? – spytała, kiedy nie zareagował na jej przyjście.
- Musimy porozmawiać poważnie. Usiądź. – powiedział, nie patrząc na nią.
Z ostrożnością wypisaną na twarzy zajęła miejsce obok niego i czekała, aż coś powie.
- Dostałem propozycję pracy i muszę wyjechać. – oznajmił w końcu.
- Gdzie? – zapytała, przełykając wielką gulę w gardle.
- Do stanów.
Między nimi zapanowała niczym niezmącona cisza. Wiatr, ptaki i wszystko inne ucichło w momencie. Hermiona kilka razy otwierała i zamykała usta, ale nie wiedziała co powiedzieć.
- Na ile? – wyszeptała.
- Nie wiem na jak długo. – po chwili wahania dodał – Nie wiem czy w ogóle wrócę.
- Jak to? – spojrzała na niego zaskoczona.
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę i objął jej mniejsze dłonie swoimi.
- Posłuchaj mnie, bo to bardzo ważne. Moja matka zginęła od razu po wojnie, ojciec umarł dwa lata po niej. Jak mam tu wracać, skoro nie wiem czy mam do kogo? – spytał żałośnie.
- Jak to? Przecież masz mnie, Draco. Ile razy mam ci to powtarzać? – uśmiechnęła się blado.
Blondyn odwrócił wzrok zakłopotany, ale Hermiona dotknęła jedną dłonią jego policzka i zmusiła, by ponownie na nią spojrzał.
- Draco, powiedz mi o co chodzi. – zażądała spokojnie.
- Nie mogę tak dłużej. – wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem.
Granger nadal patrzyła na niego z niezrozumieniem. Wstała i już chciała coś powiedzieć, gdy Malfoy w dwóch krokach znalazł się przy niej i pocałował namiętnie. Całowali się dopóki starczyło im tchu. Kiedy oderwali się od siebie, oddychali głośno, a na twarzach mieli szerokie uśmiechy. Po chwili wstali z zimnego bruku i w ciszy, trzymając się za ręce, ruszyli w stronę mieszkania brunetki.

*****

Stała na lotnisku czekając niecierpliwie. Miał być już prawie godzinę temu, ale lot się opóźnił. W końcu jej wzrok napotyka platynową czuprynę. Minęło pięć lat odkąd zostali parą, a nadal zachowują się jak na początku związku.
- Wszystkiego najlepszego dwudziestosiedmiolatko. – powiedział mężczyzna całując namiętnie Hermionę.
- Jesteś najlepszym prezentem jaki dostałam. - uśmiechnęła się szeroko.
- Prezent dostaniesz później, niecierpliwa kobieto. – powiedział składając tym razem szybkiego całusa na jej czole.
Razem ruszyli w stronę mieszkania, które nieprzerwanie od kilku lat zajmuje panna Granger. Mieli dla siebie wtedy tydzień. Dni i namiętne noce mijały bezpowrotnie i nim się obejrzeli Malfoy musiał wracać do USA. Hermiona patrząc wtedy na niego na lotnisku, nie wiedziała, że patrzy na niego ostatni raz w życiu.

*****

Dwa miesiące po odlocie blondyna Hermiona dowiedziała się, że jest w ciąży. W tym samym czasie znalazła też karteczkę, którą zostawił jej Draco. Był to krótki list.

Kochana Hermiono,
Czas, który spędziliśmy razem, był najlepszym okresem w moim życiu. Jednak zrobiłem coś, czego bardzo żałuję i nie mam nawet na tyle odwagi, żeby powiedzieć ci to prosto w twarz. Zdradziłem cię. To było tylko raz, ale stało się. Ta kobieta zaszła w ciążę, a ja nie mogę jej zostawić, bo to także moje dziecko. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś, kto na Ciebie zasługuje, bo tym kimś na pewno  nie jestem ja.
Zawsze kochający cię
Draco

Była załamana. Przecież ona też nosiła jego dziecko! Napisała do niego list, ale już nie odpowiedział. Przepłakała kilkanaście nocy myśląc, jaki jest prawdziwy powód tego, że ją opuścił? Czy naprawdę żałował? Co nim kierowało? Już nigdy się tego nie dowiedziała.

*****

- Babciu?
- Draco Malfoy był najlepszym i najgorszym co przydarzyło mi się w moim całym, długim życiu. Teraz jest tylko wspomnieniem. – powiedziała melancholijnie Hermiona z trzaskiem zamykając szkatułkę.

niedziela, 3 stycznia 2016

Sowia poczta

Witam Was kochani :)
To jest notka dla tych, do których nie dotarła jeszcze wiadomość, że niestety nie pojawi się już na tym blogu żadne opowiadanie. Oczywiście jestem i nadal coś tworzę, jednak nie jest to dramione. Opowiadanie to pojawi się, mam nadzieję, że już niedługo, na wattpadzie. Po cichu proszę, żebyście mnie nie pokroili. To chyba wszystko co chciałam Wam przekazać na ten czas. Obiecuję, że jeszcze wrócę do historii Draco i Hermiony. :D
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie :*

PS. Troszkę późno, ale zawsze: Szczęśliwego Nowego Roku i wytrwania w spełnianiu swoich postanowień ;)

wtorek, 8 grudnia 2015

Miniaturka "Mikołajki"

Miniaturka „Mikołajki”

Szósty grudnia to dla wielu dzieci, młodszych jak i tych starszych, długo wyczekiwany czas. Jednak dla dwojga wrogów miał być to czas spędzony we wspólnym towarzystwie.

-Nie ma szans żebym pokazał się w tym idiotycznym stroju! –wrzasną na cały głos blondyn, z jednego pokoju do drugiego.

-Ale czy ja cie do tego zmuszam? To McGonagall, Snape i Dumbledore ci kazali założyć ten strój! –odkrzyknęła Hermiona.

-Ale ja w nim wyglądam jak idiota!

-Więc nic się nie zmieniło, Malfoy –mruknęła na tyle głośno tak by Draco to usłyszał.

-I jeszcze na dodatek musiałem trafić z tobą do pary. Merlinie czym ci zawiniłem?

-Życiem Malfoy, życiem.

-Zamknij się w końcu, Granger. Wystarczy mi już, że będę musiał siedzieć z tobą ponad trzy godziny w Mungu.

Po tych słowach pomiędzy blondynem i brunetką zapadła cisza. Niestety była to krępująca cisza. Nagle do salonu łączącego dwa pokoje weszli pomysłodawcy całego przedsięwzięcia. Dumbledore i McGonagall uśmiechali się promiennie, nawet na twarzy Snape’a gościł cień uśmiechu.

-Jesteście gotowi moi drodzy? –zapytał dyrektor.

-Nigdy się w tym nigdzie nie pokarze! –zawołał Malfoy.

-Pokażesz się i to bez gadania! –odparł Mistrz Eliksirów monotonnym głosem.

-Spójrz na to z drugiej strony, Malfoy. Gorzej niż zwykle nie będziesz wyglądał –dodała Hermiona 
wychodząc ze swojej sypialni.

Miała na sobie czerwoną wełnianą sukienkę, która przy krajach była ozdobiona białym futerkiem. Na nogach miała bordowe kozaczki pod kolano bez obcasa. Po chwili z drugiego pokoju wyszedł blondyn w czerwonym stroju świętego Mikołaja, czarnych, ciężkich kozakach, sztucznej brodzie i czerwonej czapce z pomponem na końcu. Brunetka na jego widok nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem.

-Myliłam się. Jednak możesz wyglądać jeszcze gorzej –wydusiła pomiędzy salwami śmiechu.

-Bez przesady panno Granger. Pan Malfoy musi się wczuć w role. Później wszystko pójdzie jak po maśle –powiedział pogodnie Albus.

-Nie ma dużo czasu. Malfoy, Granger prezenty dla dzieci czekają już w Mungu. Malfoy masz być miły dla tych dzieci –powiedział poważnie Snape.

-Tak jest –odpowiedzieli chórem uczniowie.

-Przemieścicie się za pomocą sieci fiuu. To chyba tyle. Powodzenia –rzekła profesor McGonagall.
Nikt już nic nie mówił. Draco i Hermiona po kolei znikali w zielonych płomieniach kominka, krzycząc „Święty Mung”. Wylądowali w gabinecie dyrektora szpitala, który już na nich czekał.

-Witam was! Nazywam się Christian Smith. Jestem dyrektorem tego szpitala –przedstawił się mężczyzna.

-Hermiona Granger.

-Draco Malfoy.

-Miło mi was poznać. Wiele o was słyszałem. Ale nie teraz o tym. Chyba wiecie po co tu jesteście. Worek z 
prezentami czeka na was w recepcji. Czy macie jakieś pytania?

-Nie –odpowiedzieli równocześnie.

-Wspaniale. W takim razie do zobaczenia –uśmiechnął się.

Brunetka i blondyn opuścili gabinet i udali się do recepcji. Po kilku minutach byli już na oddziale pediatrycznym. Korytarz, którym podążali był kolorowy i bardzo różnił się od tych białych w pozostałej części szpitala. Szli w ciszy, pokonując kolejne metry holu. W końcu dotarli do sali, w której, o tej porze, były wszystkie dzieci z tego oddziału. Oboje wzięli głębokie oddechy i po kolei weszli do środka. Od razu rozległy się podniecone głosy.

-Ho, ho, ho! Kto w tym roku był grzeczny? –zapytał Draco niskim głosem, kładąc worek z prezentami na ziemi.

-Ja! –rozległ się krzyk wszystkich dzieciaków.

-Więc zasłużyliście na prezenty? –dopytywał.

-Tak!

Blondyn usiadł na kanapie i poprosił do siebie pierwsze dziecko, które natychmiast wskoczyło mu na kolana. Draco zmieszał się trochę, ale nie dał tego po sobie poznać. Szybko opamiętał się i zapytał co chłopiec chciałby dostać. Hermiona ze zdziwieniem przyglądała się tej scenie. Przecież pierwszy raz widziała Ślizgona zwracającego się do dzieci w tak miły sposób. Jednak gdy poczuła na sobie jego wzrok, od razu się zarumieniła. Malfoy uśmiechną się nieznacznie pod sztuczną brodą, czego niestety brunetka nie zauważyła.

-Czy możesz zajrzeć do mojego, czerwonego worka i poszukać czy jest tam jakaś paczka z podpisem Steve Nexlous? –zapytał życzliwym tonem.

-Oczywiście –powiedziała, wykonując czynność.

Po chwili z uśmiechem i dużą paczką w rękach podeszła do Draco i małego bruneta. Mężczyzna odebrał od niej pakunek i podał go chłopczykowi. Tak właśnie minęły, Draco i Hermionie, prawie dwie godziny. Później siedzieli jeszcze trochę z dziećmi w świętym Mungu. Gdy mieli wracać udali się do gabinetu Smitha.

-Skończyliście? –zapytał z szerokim uśmiechem dyrektor szpitala.

-Tak –odparł krótko blondyn.

-Więc czas się pożegnać. Życzę wam pomyślnej nauki. A ja uciekam do pracy –mężczyzna uściskał 
prefektom dłonie po czym wyszedł z gabinetu.

Blondyn, który trzymał proszek fiuu, podszedł do brunetki i wyciągnął go w jej stronę. Ta ze zdziwieniem popatrzyła na niego. Gdy oprzytomniała, podtrzymała jedną ręką od spodu woreczek, dotykając przy tym dłoni blondyna, a drugą biorąc garść prochu. Szybko podeszła do kominka, by po chwili zniknąć w zielonych płomieniach. Kilka sekund po niej, pojawił się w salonie prefektów naczelnych w Hogwarcie.

-Trzeba zawiadomić nauczycieli –powiedziała siadając na kanapie.

-Wyślę im moją sowę. Chyba, że chcesz biegać po Hogwarcie, Granger? –spytał.

-Lepiej idź im wysłać tą wiadomość –mówiąc to, zdęła kozaki i położyła się wygodnie, zamykając oczy.

Malfoy szybko uporał się z wysłaniem listu, po czym zaczął zdejmować z siebie strój świętego Mikołaja. Jednak nie mógł sobie poradzić z guzikami swetra. W końcu nie wytrzymał i zaklął szpetnie. Hermiona, która słyszała jak blondyn wścieka się na ubranie, roześmiała się.

-Chodź tu Malfoy! Bo zaraz rozerwiesz ten niewinny sweter! –rzekła tak głośno by ją usłyszał.

-Chcesz mnie rozbierać? –zapytał wchodząc do salonu z uniesioną brwią.

-A nawet jeśli to co? Nie mogę?

-Mam wątpliwości. Jeżeli będziesz chciała mnie wykorzystać do jakichś twoich sennych, niegrzecznych fantazji to…

-To zrobiłabym to już dawno –dokończyła za niego, podchodząc w jego stronę.

-No to zaryzykuję. Odepnij te guziki bo mnie zaraz coś trafi –powiedział wskazując na swoją klatkę piersiową.

Powoli i zręcznie zaczęła odpinać każdy guzik grubego ubrania, nawet nie patrząc na blondyna. Nie wiedziała co jej strzeliło do głowy żeby pomagać mu w taki sposób. W pewnym momencie z holu, który prowadził do wyjścia zaczęły dochodzić głosy. Prefekci natychmiast odskoczyli od siebie.

-Widzę, że już zajęliście się sobą –powiedział Snape.

-Nie po to tutaj przyszliśmy, żeby sprawdzać co robią panna Granger i pan Malfoy - powiedziała Minerva.

-Jak wam poszło moi drodzy? –zapytał z uśmiechem Dumbledore.

-Świetnie. Wszystkie dzieci były takie szczęśliwe –odparła Hermiona.

-Wyśmienicie. No, ale nie byliście na kolacji. Przysłać do was skrzata z czymś do jedzenia? –kontynuował starzec.

-Z wielką chęcią. Jeżeli to nie jest problem oczywiście –rzekła brunetka.

-Żaden. Za chwilę dostaniecie coś ciepłego. Tym czasem się pożegnamy. Dobranoc –powiedział dyrektor i 
ruszył do wyjścia, a za nim Snape i McGonagall.

Gdy Hermiona i Draco zostali sami w pomieszczeniu nie wytrzymali i głośno wybuchli śmiechem. Po chwili jednak wyczerpani opadli na kanapę, a przed nimi jak na zawołanie pojawił się skrzat, który zostawiwszy jedzenie na stole zniknął tak szybko jak się pojawił. Dwójka uczniów zaczęła jeść, śmiejąc się i żartując tak jakby te wszystkie lata nienawiści były niczym. Po skończonym posiłku odesłali naczynia do hogwardzkiej kuchni.

-Zostały jeszcze trzy guziki –zauważył blondyn.

Hermiona przewróciła tylko oczami i przybliżyła się do blondyna. Odpięła je zwinnie i już chciała się odsunąć jednak coś jej nie pozwoliło. Tym „czymś” była ręka Dracona trzymającą ją w pasie. Popatrzyła w jego stalowe oczy i nawet nie wiedząc które z nich to zainicjowało, zaczęli się całować. Ona wplotła palce w jego włosy, a on przysunął ją do siebie jeszcze bardziej by pogłębić pocałunek. Nie przerywając pocałunku położyli się na kanapie tak, że on leżał na niej. Jednak wszystko co piękne kiedyś musi się skończyć. Hermiona jakby opamiętała się i delikatnie odepchnęła go od siebie.

-To nie powinno się zdarzyć. Przepraszam –powiedziała cicho i biegiem uciekła do swojej sypialni.

Zamknęła drzwi i poszła wziąć szybko prysznic, a następnie położyła się spać. Blondyn w tym samym czasie klnąc pod nosem wyrzucał sobie, że mógł to inaczej zaplanować.

*************

Następny tydzień minął dwójce prefektów na unikaniu siebie nawzajem. Dokładniej to Hermiona unikała Draco, bo gdy ten chciał porozmawiać natychmiast uciekała w inne miejsce. Jednak jak w każdą drugą niedzielę miesiąca było organizowane wyjście do Hogsmeade. Hermiona postanowiła trochę odpocząć. Widziała jak Malfoy wychodzi, więc na pewno udał się do miasteczka. Wygodnie ułożyła się na kanapie i zaczęła czytać. Jednak gdy była w połowie lektury usnęła. Musiała spać dobrych kilka godzin bo obudził ją blondyn, który wrócił z wioski. Pochylił się nad nią i delikatnie musnął jej usta swoimi na co dziewczyna zamruczała. Jednak kiedy dotarło do niej, że oprócz prefektów mogą tu wchodzić tylko nauczyciele, poderwała się do pozycji siedzącej.

-Co ty do cholery wyprawiasz? –wrzasnęła wściekła.

-Budzę cię –odparł, wzruszając ramionami.

-A nie mogłeś mnie obudzić tak normalnie?

-Co miałem cię szarpnąć za ramiona i wyjść bo nie chcesz mnie widzieć?! –powiedział głośniej, zaczynając się denerwować.

-Mogłeś tak zrobić! Poza tym nikt nie kazał Ci mnie budzić! –krzyknęła.

-Czyli to moja wina?! To, że chciałem przez cały tydzień porozmawiać też jest moją winą?! –wrzasnął.

-Tak, bo gdyby tamtego wieczoru nie…

-Och, nie gadaj już tyle! –powiedział i wpił się w jej usta.

Hermiona jak w transie oddawała pocałunek. Był subtelny, ale namiętny, wyrażał ich wszystkie emocje. Po chwili oderwali się od siebie.

-Przepraszam –powiedzieli równocześnie.

-O czym chciałeś ze mną porozmawiać przez ten cały tydzień? –zapytała.

-Bądź ze mną. Bądź moją, a ja będę twoim –rzekł łapiąc ją za ręce.

-Nie wiem co powiedzieć.

-Powiedz… Tak –poprosił.

-Tak –rzuciła się w jego ramiona.
________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale w niedziele i wczoraj nie miałam czasu. Mam nadzieję, że się nie obrazicie na mnie :*
I niestety mam złą wiadomość: Nie pojawi się nowe opowiadanie. Przykro mi bardzo, ale mam straszne urwanie głowy w szkole. Wystawianie ocen i wgl. Przepraszam Was jeszcze raz. Postaram się wrzucić tutaj coś od czasu do czasu.
Pozdrawiam :*

środa, 18 listopada 2015

Ślub i Epilog



Dodatek do opowiadania „Ślub Draco i Hermiony”

Nadszedł ten dzień, na który czeka prawie każda kobieta. Małe dziewczynki marzą o przystojnym księciu na białym koniu. Tak samo było z Hermioną Granger, która w tym momencie stała przed lustrem w długiej do ziemi, białej sukni i szpilkach tego samego koloru. Miała subtelny makijaż, a loki delikatnie opadały na jej plecy. Za kilkanaście minut miała stać się panią Mafloy. Koło niej krzątały się Ginny, Parvati i Pansy, która miała już dość duży brzuszek. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę! –powiedziała Hermiona.

-Przyszłam tylko powiedzieć, że za chwile zaczyna się ceremonia. –rzekła z uśmiechem mama Hermiony.

-Dziękuję. Mam prośbę, idźcie już na dół. Chciałabym jeszcze chwilkę pomyśleć i zaraz zejdę. –poprosiła panna młoda.

-Jasne. –odparły trzy kobiety i po kilku sekundach Miona była sama w pokoju.

Powoli podeszła do okna i wyjrzała na ogród. Goście zajmowali swoje miejsca. W tłumie szukała tego jedynego mężczyzny, za którego miała wyjść. Stał tam i rozmawiał z Blaise’m i Harry’m. Uśmiechnęła się gdy ich spojrzenia się spotkały. Popatrzyła na zegarek. Zostało jeszcze osiem minut do ceremonii. Hermiona ze stresem założyła diadem, do którego przyczepiony był welon i wzięła białe róże. Ostatnie, szybkie spojrzenie w lustro. Kilka chwil później była w salonie gdzie czekał już pan Granger.

-Gotowa? Jeszcze możesz się wycofać. –powiedział konspiracyjnie, próbując rozluźnić swoją córkę.

-Jestem gotowa. –odparła z uśmiechem.

-No to idziemy.

Po tych słowach jak na zawołanie rozległ się marsz weselny. Panna młoda chwyciła pod rękę swojego tatę i oboje ruszyli do ogrodu. Nagle, jakby  z nikąd, przed nimi pojawiła się Maddison sypiąc kwiatki. Hermiona patrzyła przed siebie, a gdy jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Draco, od razu się uśmiechnęła i rozluźniła. Nawet nie zorientowała się kiedy stanęła naprzeciwko blondyna. Ceremonia zaczęła się na dobre. Już nie było odwrotu, a i o takowym nie myślała.

~~~~***~~~~

Była godzina osiemnasta. Goście weselni bawili się wyśmienicie. Hermiona nadal w białej sukni i wysokich butach siedziała na ławeczce przy wodnym oczku wsłuchując się w muzykę, grającą w domu. Miała zamknięte oczy i była tak zamyślona, że nie usłyszała jak ktoś do niej podchodzi. Wzdrygnęła się gdy poczuła czyjeś ręce na swojej tali.

-To ty skarbie. –uśmiechnęła się promiennie.

-Spodziewałaś się kogoś innego? –zapytał składając pocałunek na jej ustach.

-Chyba nie. Wiesz, że bardzo cię kocham? –wyszeptała.

-Wiem. Ty też wiedz, że ja cie także kocham.

W tym momencie do ich uszu dotarła spokojna muzyka. Draco chwycił swoją żonę za rękę i delikatnym ruchem zmusił by wstała. Objął ją w talii i przysuną do siebie. Po chwili kołysali się w rytm piosenki.

-Nawet nie wiesz ile na to czekałem. –wyszeptał.

-Na to żeby zatańczyć ze mną? –zapytała z uśmiechem.

-Przecież już z tobą tańczyłem. Czekałem, aż zostaniesz panią Malfoy. Aż zostaniemy rodziną. Maddison, ty 
i ja. –powiedział patrząc w jej oczy.

-A tak pro po rodziny. Madd już zakomunikowała, że chce braciszka. Musisz się teraz postarać kochanie. Nie możesz zawieść swojej księżniczki.

-No pewnie, że nie. Ani jej, ani ciebie. Nigdy już was nie zawiodę. Obiecuję. –wyszeptał w jej usta.

Gdy piosenka się skończyła wrócili razem do środka trzymając się za ręce. Wesele trwało do rana. Wszyscy goście cały czas składali nowożeńcom życzenia. Draco i Hermiona po nocy poślubnej, zostawiając Maddison pod opieką państwa Granger, wyjechali na miesiąc miodowy do Paryża. Wszystko było idealnie. Po tych wszystkich udrękach które ich nękały, mogli wreszcie odpocząć w swoich ramionach.




Epilog

-… Pół roku po oświadczynach wzięliśmy ślub –powiedział czterdziestoletni blondyn.

-Ale super –odparł trzynastoletni Scorpius.

-Ekstra –przytaknęła osiemnastoletnia Maddison.

-Można powiedzieć, że przeszliście z nienawiści na miłość –dodał nastoletni brunet.

-Bo tak na dobrą sprawę było synu –uśmiechnął się Draco –No, ale dość na dzisiaj. Jest ładna pogoda. 

Idźcie na dwór.

-Niech będzie.–rozległy się dwa głosy.

Malfoy z wesołym grymasem na twarzy wszedł do kuchni, gdzie przy wysepce siedziała jego żona. Po cichu podszedł do niej i odsłaniając jej włosy złożył pocałunek na jej szyi. Brunetka odwróciła się do niego przodem i lekko się uśmiechnęła.

-I jak zareagowali? –zapytała.

-Byli zachwyceni. W końcu kto by nie był?

-A ty skromny jak zawsze –zaśmiała się kobieta.

-Mówiłem już kiedyś, że cie kocham?

-Hmm… Jakieś kilkadziesiąt razy.

-Więc powiem po raz kolejny. Kocham cię Hermiono Malfoy.

Więc jeżeli człowiek chce to potrafi. Dwójka ludzi tak bardzo odmiennych, nienawidzących się potrafiła się pogodzić, a nawet… zakochać w sobie. Bo tak to już jest. Od miłości do nienawiści jeden krok…

~~KONIEC~~


 Przepraszam, że zdjęcie ale nigdzie nie mogę tego znaleźć tak w internecie by dodać link. :(
Dodałam ślub do epilogu, bo uznałam, że tak będzie lepiej. Piszcie co sądzicie na jego temat :D

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 24

"Gdy zdarzy się coś, na co wszyscy czekali"

Minął tydzień. Pansy wróciła z Blaisem do swojego domu, a Hermiona i Maddison wróciły do swojego mieszkania. Plan dnia panny Granger zrobił się bardzo napięty. Rano odwoziła Maddison do swoich rodziców, potem szła do pracy, następnie deportowała się świętego Munga gdzie potrafiła siedzieć nawet do kilku godzin, a wieczorem odbierała Madd. Było jej bardzo ciężko. Dzisiaj był piątek. Siedziała właśnie przy łóżku blondyna, trzymając jego dłoń, gdy do sali wszedł magomedyk.

-Powinna pani jechać do domu. Chyba mało pani sypia –powiedział patrząc na nią z troską i współczuciem.

-Muszę przy nim być –odparła.

-Wie pani, że będzie pani pierwszą osobą, która dowie się o stanie pana Malfoy’a.

-Pan Smorthe ma rację, Hermiono. Musisz jechać do domu –zabrzmiał męski głos.

-Blaise, Pansy. Co wy tu robicie? Nie powinniście być w pracy? –zapytała Granger.

-Znowu źle się poczułam. Właśnie wracamy od uzdrowiciela.

-I czego się dowiedziałaś? To coś poważnego?

-Jestem w ciąży –uśmiechnęła się blado pani Zabini.

-To dlaczego jesteś taka markotna? Gratulacje –Hermiona podeszła do małżeństwa i przytuliła ich.

-Bo to chyba nie najlepszy moment –Pansy kiwnęła głową w stronę Draco –Ale my przyszliśmy tu w jeszcze jednej sprawie. Ja w tym momencie zabieram cię do domu, a Blaise cie zmienia.

-Ale…

-Żadne ale. Deportujemy się po Maddison, a potem do ciebie. Dochodzi właśnie… Pół do siódmej. Chodź –chwyciła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi w międzyczasie zaklęciem przywołując jej torebkę.

Szybko pokonywały kolejne korytarze w końcu docierając do wyjścia. Gdy znalazły się na ulicy znalazły jakąś opuszczoną alejkę i deportowały się przed dom państwa Granger. Kilka minut potem, tym razem w trójkę teleportowały się przed same drzwi mieszkania Madd i Miony. Kiedy weszły do środka, Pansy kazała Hermionie wziąć prysznic, a sama zajęła się Maddison. Dwie godziny później obie Granger były pogrążone we śnie. Pani Zabini znalazła kawałek pergaminu, pióro i kałamarz i nakreśliła krótką wiadomość, a potem wyszła.

Spędź z Maddison więcej czasu.
Pansy

~~~~***~~~~

-Mamusiu. Mamusiu, wstawaj –szeptała Maddison do ucha Hermiony.

-Już kochanie. Już wstaję –rzekła zaspana Hermiona.

-A tatuś nas dzisiaj odwiedzi? –zapytała wesoło blondyneczka.

Po tych słowach brunetka rozbudziła się całkowicie. Usiadła na łóżku i z pod pół przymrużonych powiek popatrzyła na swoją córkę.

-Skarbie, tata jest teraz chory. Leży w szpitalu.

-A dlaczego jest w szpitalu?

-Musi… Tatuś musi sobie troszkę pospać.

-A możemy go odwiedzić?

-Zobaczymy, dobrze?

-Dobrze. Głodna jestem. Co na śniadanie?

-Chodź, zobaczymy co dobrego mamy w szafkach.

Obie poszły do kuchni i dwadzieścia minut później jadły tosty z dżemem, które popijały herbatą.

~~~~***~~~~

Po południu ubrane wyszły na miasto. Odwiedziły Potter’ów i państwa Zabini. O czwartej wstąpiły do restauracji na obiad, a czterdzieści minut później zmierzały w stronę świętego Munga. Hermiona długo myślała co ma zrobić i w końcu podjęła decyzję. Stanęły przed wystawą zamkniętej hurtowni i, gdy Hermiona podała powód przybycia, weszły do białej sali pełnej ludzi. Nawet nie pytając w recepcji ruszyły korytarzami w stronę trzeciego piętra. Gdy weszły do sali przed nimi pojawił się jakiś młody magomedyk.

-Przepraszam, ale dzieciom…

-My tylko na chwilę. Proszę. To jego córka –poprosiła Hermiona.

-No dobrze, ale tylko chwila –uśmiechnął się patrząc na nie współczująco po czym wyszedł.

-Możesz podejść do taty, kochanie –rzekła  brunetka zachęcając córkę wzrokiem.

Maddison niepewnie podeszła do łóżka i chwyciła ojca za rękę. Przybliżyła się do jego ucha najbliżej jak tylko mogła.

-Cześć tatusiu. Mama powiedziała, że musisz odpoczywać. Przyszłam tylko na chwilkę. Pan uzdrowiciel pozwolił nam zostać tylko kilka minut. Bardzo bym chciała się z tobą troszkę pobawić. Poproszę mamusię, żebyśmy jeszcze tu przyszły. Odpoczywaj tatusiu –wyszeptała blondynka.

Hermiona ze łzami w oczach wpatrywała się w małe rączki jej córeczki obejmujące dużo większą dłoń Dracona. Słyszała każde słowo, które Maddison wypowiedziała. Niestety nie mogła dłużej o tym rozmyślać. Uśmiechnęła się pogodnie i powiedziała:

-Chodź skarbie. Przyjdziemy tutaj jeszcze.

-Dobrze.

Z lekkimi uśmiechami na twarzach udały się do wyjścia, a następnie deportowały do ich mieszkania.

~~~~***~~~~

Przez kilka następny tydzień nie wydarzyło się nic poważnego. Hermiona rano odprowadzała córkę do rodziców, po pracy wpadała na pół godzinki do Munga, a następnie odbierała Madd. Zdarzyło się też dwa razy, że razem z blondyneczkę odwiedziły Malfoy’a. To były krótkie wizyty, ale Miona wiedziała, że Maddison cieszy się gdy widzi swojego tatę. Dzisiaj znowu była sobota. Brunetka właśnie czytała książkę gdy dziewczynka usiadła koło niej.

-Mamo?

-O co chodzi Madd? –zapytała starsza Granger, odkładając lekturę na bok.

-Możemy odwiedzić dzisiaj tatę? Proszę.

-Dobrze, ale idź załóż sweterek bo na dworze jest bardzo zimno.

Malutka szeroko się uśmiechnęła i od razu pobiegła do swojego pokoju. Kilka chwil później obie ubrane w ciepłe kurtki i szaliki wyszły z domu. Teleportowały się do obskurnej uliczki, by potem  dostać się do wejścia św. Munga. Maddison była tak podekscytowana, że nawet nie zauważyła kiedy znalazły się w sali Malfoy’a. Od razu podbiegła do łóżka i wyciągnęła z kurtki coś wielkości jej rączki.

-To dla ciebie tatusiu. Dość spania. Miałeś się ze mną pobawić –powiedziała wkładając to „coś” w dłoń mężczyzny.

Hermiona podeszła do swojej córki i popatrzyła co też ta mała spryciula przemyciła. Okazało się, że to była muszelka. Co więcej to była jedna z tych trzech, które nazbierała z Pansy na plaży. Nagle stało się coś niesamowitego.

-Masz rację Madd. Dość spania –usłyszały mocno zachrypnięty głos.

-Maddison, zaczekaj tu. Muszę pójść po uzdrowiciela –rzekła Hermiona i wybiegła na korytarz.

Miała tyle szczęścia, że był to magomedyk prowadzący Draco. Szybko podbiegła do niego i w uśmiechu powiedziała:

-Panie Smorthe. Draco… On się wybudza.

Bez zbędnych pytań oboje ruszyli do sali. Blondyn patrzył na Maddison trzymając jej małą rączkę i beżową muszelkę.

-Witamy wśród żywych panie Malfoy –uśmiechnął się szeroko uzdrowiciel.

-Pana również miło widzieć, panie ordynatorze.

-Nieźle nas pan wystraszył.

-Wtedy gdy tu trafiłem, czy przed chwilą? –w stalowo niebieskich oczach błysnęła iskierka.

-Nawet tak nie żartuj. Ja tu od zmysłów odchodziłam. Nigdy więcej, powtarzam NIGDY więcej masz tak nie robić. Zrozumiałeś? –spytała Hermiona podchodząc do niego.

-Obiecuję, jeśli ty mi coś obiecasz. Wyjdź za mnie. Zostań moją żoną Hermiono –powiedział mocniejszym głosem wyciągając wolną rękę w jej stronę.

-Zawsze i wszędzie wariacie –ścisnęła jego dłoń z uśmiechem.

~~~~***~~~~

Kilka godzin później już wszyscy wiedzieli, że Draco Malfoy po prawie trzech tygodniach wybudził się ze śpiączki. Niestety posiedzieli zaledwie dwadzieścia minut ze względu na ciszę nocną i pouczenie mana Smorthe, że pacjent potrzebuje teraz spokoju. Pięć dni później na prośbę Draco, Hermiona i Maddison przeprowadziły się do jego domu, a swoje mieszkanie sprzedały. W niedzielę popołudniu blondyn został wypisany ze szpitala co przyjął z wielką ulgą.

-Hermiona! Przecież dam rade sam –powiedział z miną obrażonego dziecka gdy wychodził po schodach.

-Dobrze. Proszę bardzo panie-ja-sam –odparła ze śmiechem puszczając go.

Blondyn z podniesioną głową chwycił się barierki i dumnie pokonał wszystkie stopnie. Blondynka i brunetka zaczęły bić brawo. Malfoy teatralnie lekko skłonił głowę, a potem z uśmiechem rzekł:

-Chodźcie, idziemy do środka.

-Niespodzianka! –usłyszeli, gdy tylko przekroczyli próg drzwi.

Draco stał zdziwiony tym powitaniem, a Hermiona i Maddison się do niego przytuliły.

-Witaj w domu –powiedziała przyszła pani Malfoy.
_________________________________________________________________________________
Rozdział trochę krótszy, ale mam nadzieję, że Wam się podobał. Przed nami jeszcze tylko epilog.

środa, 4 listopada 2015

Sowia poczta :3

Troszkę informacji miśki moje :*
1) Niestety zbliżamy się do końca opowiadania "Od nienawiści do miłości jeden krok". W najbliższym czasie pojawi się rozdział 24, a później epilog.
2) W grudniu, pojawią się 2 miniaturki.
3) Dla tych którzy lubią moje opowiadanie mam dobrą wiadomość, mianowicie pojawi się prolog nowego opowiadania "Dzięki Tobie, wiem co to miłość", który opublikuję w grudniu lub styczniu.
4) Oczywiście jeżeli macie jakieś pytania to proszę piszcie pod tym postem lub w zakładce "O autorce".
5) Jeszcze jedno. Żeby nie było, że wykorzystuję czyjeś projekty z faslook'a. To są tylko i wyłącznie moje projekty.
To chyba na tyle. O ewentualnych zmianach będę Was na bieżąco informować. A na razie -Dobranoc :*



poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 23

"Los lubi płatać nam figle"

-Hermiona! Pomóc Ci? – zapytała z uśmiechem pani Zabini wchodząc do kuchni.

-Ni… Ehh… Nie, ale powinnaś to przeczytać – odparła podając przyjaciółce korespondencję.

Gdy Pansy przeczytała list potrzebowała chwili by przyswoić jego treść.

-O Merlinie… -wyrwało jej się.

-Też tak sądzę – odparła Miona.

Nagle pani Zabini zrobiła się strasznie blada, a po chwili już leciała w stronę łazienki. Zaniepokojona Hermiona pobiegła za nią. Maddison zainteresowana tym co się dzieje ruszyła za swoją mamą. Brunetka odwróciła się do córki i z bladym uśmiechem, zatrzymała ją.

-Kochanie, wróć proszę do salonu – powiedziała łagodnie.

-A co się stało cioci? –zapytała ze zlęknioną miną.

-Ciocia trochę źle się poczuła. Ja pójdę sprawdzić jak się czuje, a ty leć się bawić dalej. Zaraz tam przyjdziemy.

Blondynka niepewnie się odwróciła i wróciła do zabawy. Hermiona poszła do łazienki. Gdy do niej weszła, zobaczyła swoją przyjaciółkę opierającą się o ścianę koło muszli klozetowej. Kucnęła koło niej i położyła jej rękę na ramieniu.

-Jak się czujesz? –zapytała ostrożnie Miona.

-Już lepiej. Zwymiotowałam. Poczekaj muszę umyć zęby – powiedziała Pansy powoli wstając z podłogi.

Kilka minut później obie szły w kierunku pokoju Pansy. Gdy już do niego dotarły, była Ślizgonka położyła się na łóżku, a Hermiona zostawiając uchylone drzwi zeszła na dół do córki.

-Maddison, bądź proszę cichutko bo ciocia poszła się położyć.

-Dobrze, a co jej się stało? –spytała Madd.

-Ciocię boli troszkę główka. Ale za niedługo będzie się czuła lepiej. Idę dokończyć śniadanie. Chcesz mi pomóc?

-Tak – ucieszyła się i w podskokach poszła za mamą.

~~~~****~~~~

Właśnie dochodziła godzina pierwsza po południu gdy Hermiona weszła do pokoju Pansy. Ostrożnie podeszła do łóżka przyjaciółki i delikatnie potrząsnęła jej ramieniem. Po chwili oczy Zabini otworzyły się.

-Jak się czujesz? –zapytała Miona z lekkim uśmiechem.

-Już lepiej, ale jestem trochę głodna.

-Nie dziwię się. Nie zjadłaś śniadania, a jest już prawie trzynasta. Chodź, usmażyłam mięso i ryż z warzywami.

-Daj mi chwilkę. Muszę iść do łazienki się troszkę ogarnąć – powiedziała z uśmiechem czarnowłosa.

-Dobrze.

Po tej wymianie zdań Hermiona zeszła na dół. Maddison już siedziała przy stole czekając na swoją mamę. Kilkanaście minut później całą trójką jadły obiad. Atmosfera przy stole była wesoła. Kobiety starały się nie okazywać przed Madd stresu i smutku spowodowanego krótkim listem Pottera. Po posiłku posprzątały razem. Potem blondynka wróciła do salonu z zamiarem obejrzenia jakiejś bajki. Pansy i Hermiona zdecydowały, że muszą porozmawiać na temat tamtej, krótkiej korespondencji. Usiadły więc przy stole w kuchni.

-Jak myślisz co oni kombinują? –zapytała Pans.

-Nie wiem, ale ufam Harry’emu i mam nadzieję, że nie wpadł na jakiś głupi pomysł.

-Jeżeli ten plan wymyślili całą trójką, to nie chcę wiedzieć co z tego wyszło – po tych słowach Pansy złapała się za głowę i nieznacznie skrzywiła.

-Co się dzieje? –spytała z troską była Gryfonka.

-Nic. Po prostu zakręciło mi się w głowie. Powiedz mi lepiej… Myślałaś co będzie jak to wszystko się skończy?

-Wszystko wróci do normy. Ja i Maddison wrócimy do siebie. Ja pójdę do pracy, a Madd za kilka lat do Hogwartu…

-Wiesz, że nie o to mi chodzi. Co będzie z wami?

-Nie rozumiem – skłamała brązowooka.

-Nie udawaj, Miona, że nie wiesz co mam na myśli. Co będzie z tobą i Draco?  -zniecierpliwiła się czarnowłosa.

-Będzie tak jak po tym gdy dowiedział się, że Madd to jego córka. A jak ma być?

-Widziałam was ostatnio w salonie. To było widać, że nadal coś do siebie czujecie. Nie udawaj, że tak nie jest.

-Proszę cię Pans, nie roztrząsajmy tego. Zobaczymy co będzie dalej.
Na tym zakończyła się ich rozmowa na temat panów.

~~~~****~~~~

Minęły trzy kolejne dni. Pansy miała codzienny, poranny maraton do łazienki. Miona bardzo martwiła się o nią. Miała nadzieję, że to nic groźnego. Hermiona siedziała właśnie w salonie, gdy do domu wróciły Madd i jej ciocia. Blondynka od razu po przekroczeniu progu pobiegła do swojej mamy.

-A ciocia i ja nazbierałyśmy kilka muszelek – powiedziała z uśmiechem wystawiając przed siebie ręce, na których rzeczywiście leżały trzy dość spore, beżowe muszelki, a potem dodała – Ciocia ma jeszcze trzy.

-Są piękne, ale zostaw je tutaj na stole i idź się rozebrać, a ja podam obiad bo na pewno jesteś głodna.

-Okey – zawołała i zostawiając muszelki pobiegła do przedpokoju.

-Dobrze się czujesz? –zapytała Miona wchodząc do kuchni, po której krzątała się Pansy.

-Tak. Tylko jestem głodna.

 -To usiądź, a ja nabiorę dla was jedzenie – powiedziała łagodnie, biorąc dwa talerze, które już po chwili były zapełnione jedzeniem.

Czas minął im w świetnych humorach. Wieczorem Hermiona pomogła Maddison się umyć, a potem Maddison poszła spać. Hermiona poszła do swojej sypialni i po przekroczeniu progu zamknęła drzwi. Podeszła do swojej szafy gdzie znajdowały się jej ciuchy i dwa pudełka. Wyciągnęła to czerwono srebrne i usiadła z nim na łóżku. Otworzyła wieczko i wyjęła pierwszą kartkę.

Przyjdź, opowiem Ci jak reszta świata przestaje dla mnie istnieć gdy jesteś obok mnie.

Odłożyła ją na bok i zaczęła oglądać album. Zdjęcia przedstawiały ją i Draco. Na niektórych byli razem, na niektórych osobno. Kilka było zrobione przez nich, a kilka przez ich przyjaciół. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech, a po policzku spłynęła jedna samotna łza. Nagle dotarło do niej, że mogą się już nie spotkać. W tym momencie coś huknęło. Hermiona ciesząc się że rzuciła w pokoju Maddison zaklęcie wyciszające pobiegła na dół. Pansy czekała w przedpokoju.

-Co się dzieje? –zapytała Miona.

-Ktoś złamał bariery – odparła szybko Zabini.

Hermiona z wyciągniętą przed siebie różdżką wybiegła na podwórko. To co zobaczyła ucieszyło ją niezmiernie. Harry i Blaise kroczyli w jej stronę w międzyczasie rzucając zaklęcia ochronne. Trochę podrapani i poobijani, ale żywi i to się liczyło. Nagle do niej dotarło. 

-Gdzie Draco? – ledwo wydusiła z siebie te dwa słowa.

-Chodź Miona. Wszystko ci opowiemy – powiedział łagodnie Potter.

-Nie! Macie mi w tej chwili powiedzieć gdzie jest Draco! – odparła znacznie głośniej.

-Blaise idź do Pansy – brązowooki skinął głową i ruszył w stronę domu – Jest w Mungu. Jego stan jest ciężki.

-Merlinie. Proszę, nie… To… To nie może być prawda. Harry powiedz, że to nie prawda. Błagam cię.
Brunet nic nie powiedział tylko przytulił przyjaciółkę. Szlochała w jego ramię kilka minut nie zważając na temperaturę która była naprawdę niska. Po chwili Potter wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Pansy i Blaise, którzy siedzieli na kanapie, od razu na widok tamtej dwójki wstali. Zielonooki posadził brunetkę na kanapie.

-Chcę do niego pojechać. Muszę być przy nim – powiedziała Miona po chwili.

-Ale… - zaczął Harry.

-Żadnych ale. Muszę do niego jechać – odparła dobitnie.

-To my zostaniemy z Maddison – rzekł Blaise.

-Poczekaj tu na mnie. Pójdę się tylko przebrać – po tych słowach Hermiona biegiem ruszyła na górę.

Gdy wpadła do pokoju rzuciła jedno spojrzenie na leżące na łóżku zdjęcia i uśmiechnęła się. Później szybko doskoczyła do szafy i wyciągnęła pierwsze z brzegu spodnie i bluzkę i z powrotem zbiegła na dół. Ubrała buty i płaszcz.

-Maddison śpi u siebie, a nie u mnie. Chodź Harry – rzuciła tylko i dosłownie wybiegła z domku.
Pobiegła w stronę ścieżki z kamiennych płyt. Potter dogonił ją w połowie drogi i teraz gdy oboje przekroczyli bariery deportowali się w jakąś obskurną uliczkę. Nawet nie zorientowali się kiedy kroczyli przerażająco białymi korytarzami magicznego szpitala. W pewnym momencie Harry zatrzymał się przed jedną z sal, do której drzwi były otwarte, a przez nie było widać pogrążonego we śnie, podpiętego do różnych urządzeń Draco. Był bardzo poobijany. Wokół klatki piersiowej miał owinięty dość gruby bandaż. Jego włosy były porozrzucane we wszystkie strony, a na twarzy i rękach było dużo siniaków i zadrapań.

-Merlinie – wyszeptała Miona wchodząc do Sali i siadając na krzesełku koło łóżka.

-Przepraszam państwa, ale pora odwiedzin minęła dw... –powiedział uzdrowiciel wchodząc do pomieszczenia.

-To jego żona. Dopiero się dowiedziała o jego stanie – rzekł szybko Potter.

-No dobrze, ale tylko chwilę – odparł i kontynuował swój obchód.

-Idę się czegoś dowiedzieć od magomedyków.

-Mhm… -mruknęła w odpowiedzi brunetka.

Delikatnie ujęła dłoń blondyna. Po jej policzku popłynęła jedna samotna łza, którą od razu starła. Siedziała przy jego łóżku myśląc. W końcu przyszedł Harry i powiedział, że muszą już iść. Niechętnie wstała i powoli wyszła za swoim przyjacielem. Kilka minut później deportowali się na ścieżkę niedaleko plaży.

-Dowiedziałeś się czegoś? –zapytała w pewnym momencie Hermiona.

-Malfoy był w ciężkim stanie. Zapadł w śpiączkę. Nie wiadomo ile ona potrwa, ale lepiej dla Maddison żeby na razie o tym nie wiedziała – rzekł Potter.

-Merlinie, za co? Przecież już raz to przeżywałam – brunetka rozpłakała się.

-Hej, Miona. Będzie dobrze zobaczysz – powiedział obejmując ją jedną ręką.

-Czekaj, a co z Ginny. Widziałeś się z nią?

-Tak, spokojnie.

-Na pewno jesteś zmęczony. Jedź do nich. Gin na sto procent się o ciebie martwi, a wiesz, że w jej stanie nie powinno tak być. No i jeszcze James. Musiała go okłamywać gdy pytał gdzie jest tata. No już. Deportuj się do nich. My sobie poradzimy.

-Masz rację. Widzimy się jutro. Idź się przespać Miona. Mnie potrzebują Gin, James i nasz dzidziuś, a ciebie potrzebują Maddison i Draco. Dobranoc – brunet cmoknął przyjaciółkę w policzek i deportował się do siebie.

Hermiona szybkim krokiem udała się do domku na skraju plaży i stwierdzając, że wszyscy poszli spać, ona też udała się na spoczynek.