sobota, 17 października 2015

Rozdział 22

"Życie pisze własne scenariusze"

-Nie mamy czasu. Pakuj się i ubieraj. Szybko. Ja się zajmę Maddison – powiedział i wszedł do środka, a potem skierował się do pokoju blondynki.

Hermiona zdezorientowana podążyła za blondynem. Gdy ten zaczął budzić Maddison, tak jakby się ocknęła z jakiegoś snu. Wszystko do niej zaczęło docierać.

-Co ty robisz? –zapytała w końcu niepewnie.

-Miałaś się pakować! –warknął ponaglająco.

-Ale…

-Granger! To nie jest zabawa! –krzyknął.

-Co się dzieje? –spytała rozbudzona przez kłótnię Madd.

-Nic się nie dzieje skarbie – powiedział łagodnie Draco –Wyjeżdżacie na krótkie wakacje.

-Jupi! –zawołała dziewczynka i wyskoczyła z łóżka.

-Hermiona, to naprawdę poważna sprawa. Wyjaśnię wam wszystko na miejscu – widząc, że kobieta chce coś jeszcze dodać uciszył ją ruchem ręki i dodał –Żadnych więcej pytań. Idź się szybko ubierz i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.

Bez słowa kiwnęła głową i prawie biegiem poszła do swojej sypialni. Nawet nie zastanawiała się co ubiera. Brała ciuchy które miała pod ręką. Krótkie machnięcie różdżką i wszystkie potrzebne ubrania i kosmetyki, a także rzeczy osobiste jej i Maddison wylądowały w powiększonym magicznie bagażu. Szybko wyciągnęła spod łóżka pudełko, które znalazła jej mama i również włożyła do walizki następnie ją zamykając i lewitując do salonu gdzie czekali już Draco i Maddison. Dziewczynka była cała w skowronkach. Malfoy odesłał rzeczy brunetki i blondynki w tylko sobie znane miejsce, a potem wziął małą na ręce i chwycił Hermionę za rękę.

-Maddison, zamknij oczka i nie otwieraj dopóki ci nie powiem, jasne? –zapytał córki na co ta tylko kiwnęła głową i wykonała polecenie.
Chwilę później całą trójką deportowali się. Gdy brunetka otworzyła oczy ujrzała tak znajomą plażę, na której była tylko raz. Ze zdziwieniem popatrzyła na Draco, ale on bez jakiegokolwiek wyjaśnienia,  nie puszczając jej dłoni, ani nie stawiając na piasku Maddison ruszył w stronę małego domku. Gdy tylko przekroczyli jego próg usłyszeli kroki dobiegające z salonu, które stawały się coraz głośniejsze.

-Nareszcie! –zawołała Pansy, obejmując najpierw Hermionę, a potem odbierając od blondyna Maddison, którą uprzednio pocałował w czółko.

-Pokażesz jej pokój, Pansy? –zapytał patrząc wymownie na przyjaciółkę.

-Jasne. Musi być padnięta – pani Zabini zniknęła po chwili na schodach, z blondynką na rękach.

Hermiona i Draco przenieśli się do salonu i usiedli na kanapie.

-Posłuchaj mnie, bo to bardzo ważne – złapał ją za ramiona i popatrzył głęboko w oczy –Wczoraj z 
Azkabanu uciekło kilku byłych śmierciożerców. Oni szukają Zabiniego i mnie. Jeżeli dowiedzieliby się o Maddison i o tobie byłybyście w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie mogę do tego dopuścić. Zostaniecie tu z Pansy dopóki to wszystko się nie wyjaśni. Sypialnie są trzy więc z pewnością się zmieścicie.

-Czekaj, czekaj… Czyli ty nie zostajesz? –zapytała czując łzy pod powiekami.

-Nie mogę. Gdyby się dowiedzieli, że tu jestem, zabiliby nie tylko mnie, ale was też. Potter wie o wszystkim 
– gdy zobaczył pierwsze słone krople spływające po jej policzku przeniósł ręce z ramion na policzki –Obiecaj mi coś. Gdybym nie przeżył… Znajdziesz dla Maddison ojca.

-Ale…

-Obiecaj mi. Proszę.

-Ja… Obiecuję – powiedziała, płacząc –Ale ty też masz mi coś obiecać. Masz do nas wrócić.

-Wrócę. Obiecuję.

W tym momencie do domku wbiegł Potter. Był wyraźnie czymś zdenerwowany. Wpadł do salonu i popatrzył na swoich przyjaciół.

-Wiem, że chętnie byście tu sobie jeszcze tak posiedzieli, ale na jasnego Merlina! Nie mamy czasu! –powiedział.

-Poczekaj na zewnątrz. Już idę – rzekł blondyn, a gdy brunet wykonał polecenie z powrotem zwrócił się do kobiety –Muszę iść.

Bez zastanowienia wpiła się w jego usta. Chciała posmakować jeszcze raz tych ust. Być może ostatni raz. Po chwili blondyn przerwał pocałunek, przejechał dłonią po jej policzku i wyszedł. Hermiona siedziała w salonie bez ruchu, szlochając. Kilka minut później zeszła do niej Pansy.

-Miona. Chodź. Musisz się przespać –zaczęła przytulając przyjaciółkę, jednocześnie zmuszając do wstania z kanapy.

~~~~***~~~~

-Mamusiu. Otwórz oczka – szeptała Maddison swojej mamie do ucha.

-Madd, daj mi chwilkę – powiedziała zaspana brunetka.
 
-Okey – rzekła cichutko blondynka i wyszła z sypialni.

Hermiona otworzyła niechętnie oczy i gdy zobaczyła, że to nie jest jej pokój, wspomnienia wczorajszej nocy uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Po chwili załamania dotarła do niej myśl, że musi być silna dla Maddison. Przecież musi jej coś powiedzieć. Wstała z łóżka i, po drodze biorąc ciuchy ze swojej walizki, udała się do łazienki. Po krótkim prysznicu, ubrana już, zeszła do kuchni. Zastała tam śmiejącą się blondynkę i Pansy. Uśmiechnęła się lekko na ten widok.

-Dzień dobry Mionka. Jak ci się spało? –zapytała pani Zabini z uśmiechem, jednak w jej oczach czaiła się troska.

-Nie narzekam. Z czego tak się śmiałyście? –spytała chcąc zmienić temat.

-Zaplanowałyśmy wyjście na plażę, a wieczorem będziemy się bawić i słuchać muzyki! –powiedziała na jednym wydechu Maddison.

-A ty kochana, pójdziesz z nami – rzekła Pansy.

-Słucham? O nie, nie. Ja, moje drogie, dzisiejszy dzień spędzam przed albo z dobrą książką i herbatą, albo przed telewizorem z gorącą czekoladą – uprzedziła brązowooka, siadając na jednym z krzeseł przy stole.

-Niet! Mamusia idzie z nami! –zaprotestowała dziewczynka.

-Nie daj się prosić.

-Niech wam będzie. Idźcie się ubrać. Poczekam na was w salonie.

~~~~***~~~~

Już od godziny spacerowały po plaży. Jesienna pogoda nad morzem nie należała do najcieplejszych. Zimny wiatr dawał się we znaki, więc wszystkie trzy były ciepło ubrane. Maddison cały czas śmiała się i biegała razem z Pansy. Hermiona natomiast wspominała wydarzenia sprzed narodzin jej córki gdy spędzała tu wakacje.

„Było późne popołudnie. Brunetka biegła boso po plaży, śmiejąc się perliście. Miała na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy. Jej włosy unosiły się pod wpływem lekkiego, letniego wiaterku.
-Nie złapiesz mnie, blondasku! Jesteś za wolny! –zawołała z wielkim uśmiechem.
-Tak sądzisz?! –zapytał przyśpieszając biegu.
-Tak!
Niestety już po chwili leżała na ciepłym piasku przygnieciona ciałem swojego chłopaka.
-Nadal sądzisz, że jestem za wolny? –spytał przybliżając swoją twarz do jej twarzy.
-Tak blondasku – uśmiechnęła się słodko.
-A wiesz, że ten blondasek jest twój? –wyszeptał w jej usta.
-No ja myślę – po tych słowach wpiła się w jego usta.”

Hermiona popatrzyła na zegarek, który wisiał na jej nadgarstku. Wskazówki pokazywały pół do trzeciej. Uniosła delikatnie kąciki ust i podeszła do swojej córki i do przyjaciółki.

-Pójdę do domu zrobić obiad.

-Mamy ci pomóc? –spytała Pansy.

-Nie, poradzę sobie. Jak będzie gotowy to was zawołam – po tych słowach, Hermiona ruszyła w stronę domu.

Szła wolnym krokiem patrząc na domek, w którym tymczasowo mieszkały razem z Pansy i Maddison. Przypomniał się jej ostatni dzień wakacji, które spędziła tu z blondynem.

„-Nie chcę jeszcze wyjeżdżać. Zostańmy tu. Jest tak miło. Hermiona, no proszę –powiedział blondyn, przytulając się do  pleców panny Granger.

-Wiesz, że też bym chciała. Tylko nie wiem czy pamiętasz, że mamy prace. Ja w ministerstwie, a ty w Mungu - zaśmiała się cichutko przerywając pakowanie walizki.

-Ale chyba mogę liczyć na jakieś umilenie czasu wieczorem? –zapytał odwracając ją przodem do siebie.

-Pomyślimy nad tym.

-Muszę ci to powiedzieć – powiedział przybliżając swoje usta do jej.

-Słucham. –wyszeptała tak cicho, jakby bała się naruszyć ciszę między nimi.

-Kocham cię – złożył delikatny pocałunek na jej ustach.

-Ja ciebie też. Ale nie obraź się za to co teraz zrobię, kotku – po tych słowach chwyciła za najbliższą poduszkę i z całej siły uderzyła go nią. I tak rozpoczęła się bitwa na poduszki.”

Nim się obejrzała, zdejmowała już kurtkę i buty w przedpokoju. Następnie swoje kroki skierowała do kuchni gdzie przyszykowała sobie potrzebne jedzenie. Po kolei doprawiała rybę, kroiła warzywa. Pół godziny później kładła trzy talerze na stół w salonie. Wyszła na zewnątrz i zawołała Maddison i Pansy na obiad.

~~~~***~~~~

Było pół do dziewiątej. Maddison spała już od godziny. Hermiona i Pansy jednak nie mogły spać. Oglądały jakiś mugolski film komediowy. Miały nadzieję, że chociaż to pomoże im oderwać się od strasznych myśli.

-Chciałabym wiedzieć co teraz robią – odezwała się cicho pani Zabini.

-Ja też - odparła Granger także szeptem, a po chwili dodała –Mam nadzieję, że są bezpieczni.

-Potter na pewno już o to zadbał.

Po tych słowach zapanowała cisza. Hermiona oczy utkwione miała w telewizorze, jednak myślami była przy czymś innym. Przy KIMŚ innym.

~~~~***~~~~

Kolejny dzień się zaczął. Niestety pogoda uległa zmianie i w tym momencie za oknem padał silny deszcz. Maddison siedziała z Pansy na kanapie w salonie i razem, śmiejąc się, oglądały Mugolską bajkę. Było dopiero kilka minut po dziewiątej. Hermiona robiła śniadanie. W pewnym momencie do okna kuchni zapukała sowa. Brunetka szybko wpuściła ptaka do środka. On tylko przelatując przez kuchnię upuścił pocztę na stół i powrotem wyleciał na zewnątrz. Hermiona zamknęła okno i szybko otworzyła list.

Droga Przyjaciółko!
Nie mam za wiele czasu na rozpisywanie się. Jutro wyruszamy na misję. Wszystko już mamy zaplanowane, jednak… To nie będzie ani trochę bezpieczne. Nie mogę zdradzać szczegółów. Obiecuję Wam, Tobie, Pansy i Maddison, że Draco i Blaise wrócą cali z tej misji.
Harry

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 21



"To wszystko nie tak miało być..."
 
Przez ostatnie trzy dni Hermiona Granger chodziła strasznie przybita. Śmierć jej przyjaciela ze szkolnych lat bardzo ją zdołowała. Maddison widząc stan swojej mamy próbowała wielokrotnie ją rozśmieszyć lecz widziała, że to nic nie daje. Słyszała płacz swojej rodzicielki, gdy leżała już w swoim łóżku. Bardzo ją to bolało, że nie może pomóc swojej rodzicielce. Harry i Ginny z synkiem pojawili się u brunetki w domu wieczorem tego samego dnia, w którym ta dostała list. Wspierali się całą trójką. Jednak, nie tylko oni cierpieli. Cała rodzina Weasley’ów pogrążyła się w żałobie.
W tym momencie Hermiona stała przed lustrem ubrana na czarno. Maddison i James byli u jej rodziców gdyż ani ona, ani Potter’owie nie chcieli by ich dzieci uczestniczyły w tak smutnej uroczystości. Popatrzyła na swoją twarz. Oczy podpuchnięte od płaczu, skóra blada, a usta, które zawsze zdobiła pięknym uśmiechem, teraz wykrzywione w smutku. Popatrzyła na zegarek na nadgarstku i stwierdziła, że pora już iść. Wyszła z domu i po zabezpieczeniu go różnymi zaklęciami deportowała się przed mały cmentarz na obrzeżach Londynu. Wolnym krokiem szła w miejsce gdzie miał stanąć grób. Na miejscu byli już wszyscy Weasley’owie, kilku absolwentów Hogwartu, którzy przyjaźnili się z Ronem w tym Neville, Luna, Seamus, nawet Thomas’owie, oraz Kingsley Schacklebolt. Trumna stała tam koło wykopanej na nią dziurze. Hermiona podeszła do Potterów i przywitała się z nimi mocnymi uściskami. Po chwili pojawił się starszy mężczyzna. Zapytał czy są już wszyscy i czy mogą zaczynać.

-Zebraliśmy się tutaj by pożegnać Ronalda Biliusa Weasley’a. –zaczął –Był nie tylko bohaterem, ale przede wszystkim przyjacielem, bratem i synem. Był utalentowanym czarodziejem, który potrzebował trochę wiary w siebie. Wszyscy tu obecni znali poprzez bardzo długi czas. Niektórzy byli z nim od początku jego dni, inni znowu poznali go podczas nauki w Hogwarcie…

Hermiona nie słuchała już dalej. Wpatrywała się tępo w ziemię kilka metrów przed nią. Piętnaście minut później wszyscy zaczęli podchodzić do trumny i cicho żegnać się z Ronem. Kilka chwil potem została tylko Hermiona, Ginny i Harry. Gdy Potter’owie pożegnali się z rudzielcem popatrzyli niepewnie na Hermionę.

-Moglibyście poczekać na mnie przed cmentarzem? –zapytała, nie odrywając wzroku od drewnianej skrzyni.

Skinęli głowami i przytuleni do siebie podążyli do bramy wyjściowej. Hermiona stanęła przy trumnie w miejscu gdzie znajdowała się głowa Weasley’a. Położyła na niej swoją dłoń.

-Prosiłeś bym Ci wybaczyła. Zrobiłam to… Już dawno. Obyś zaznał szczęścia w życiu, które na ciebie czeka. Kiedyś się jeszcze spotkamy, tam w twoim świecie. Będziemy innymi ludźmi, ale na razie… Żegnaj przyjacielu. –powiedziała cicho.

Odeszła w stronę Harry’ego i Ginny. Nie obejrzała się za siebie. Wiedziała, że gdyby to zrobiła, to rozpłakałaby się, a nie chciała pokazywać nikomu jak bardzo to przeżywa. Podeszła do rudej i jej męża i bez słowa chwyciła ich za ręce i deportowała przed swoje mieszkanie. Zdjęła zaklęcia ochronne i całą trójką weszli do środka. Hermiona poszła do kuchni by zrobić herbatę, a jej goście usiedli na kanapie w salonie. Dziesięć minut później brunetka wróciła do pokoju dziennego lewitując za sobą trzy parujące kubki. Następnie odłożyła je na stolik i sama biorąc jeden usiadła w fotelu. Nikt nic nie mówił. Cisza pomagała przemyśleć im wszystkie sprawy. Siedzieli tak do wieczora, potem Potter’owie deportowali się do siebie. Hermiona zmyła makijaż, wzięła letni prysznic i poszła spać. Jej ostatnią myślą było: Wybaczyłam ci Ron.

~~~~***~~~~

-Cześć mamo. –przywitała się brunetka.

-Witaj kochanie. –Jean przytuliła do siebie córkę. –Chodź. Zrobię Ci coś do picia.

-Nie, dziękuję mamuś. Ja przyszłam tylko po Jamesa i Maddison. Innym razem. –rzekła uśmiechając się na 
tyle szczerze na ile mogła.

-Dobrze. Są w salonie. Idź do nich, ja zaraz przyjdę.

Kobiety poszły w swoje strony. Jean wyszła po schodach na górę, a Hermiona do pokoju dziennego po dwójkę dzieci.

-Mama!

-Ciocia!

Rozbrzmiały w jednej chwili dwa głosy, a w następnej dwa małe urwisy przytulały się do jej nóg. Uśmiechnęła się szczerze pierwszy raz od kilku dni.

-Ubieramy się dzieciaczki i idziemy. No już. Na górę po swoje rzeczy i za chwilkę widzę was na dole z plecaczkami. –powiedziała i w sekundzie było słychać kroki na schodach.

Hermiona usiadła na kanapie. Po chwili dołączyła do niej pani Granger. Zajęła miejsce koło Miony i wręczyła jej pudełko.

-Znalazłam to na strychu. Pomyślałam, że chciałabyś to zatrzymać. –wręczyła jej średniej wielkości pudełko.

-Myślałam, że je wyrzuciłam. –wyszeptała brązowooka.

-Zostawiłaś je tutaj przed wyjazdem do Los Angeles.

Uchyliła wieczko, a jej oczom ukazały się prezenty, które dostała od Harry’ego i Rona na swoje urodziny. Pod nimi spoczywał stary, duży album z różnymi ruchomymi zdjęciami zrobionymi przez nią, i nie tylko, magicznym aparatem.

-Dziękuję.

Kilka minut później, deportowała się z dziećmi na Grimmauld Place i oddawszy Jamesa pod opiekę jego rodziców deportowała się z córką do własnego mieszkania. Odłożyła pudełko do swojej sypialni i poszła z Maddison do kuchni. Zjadły ciepłą zupę, którą ugotowała rano. Po obiedzie Madd poszła do siebie, a Miona wzięła tajemniczą skrzyneczkę i usiadła z nią w salonie. Wyciągnęła album i zaczęła go przeglądać. Zdjęcia przedstawiały głównie Harry’ego, Rona i ją, ale nie brakowało i takich z jej rodzicami, z rodziną Weasley’ów, czy innymi znajomymi z Hogwartu. Przy niektórych zdjęciach nie mogła powstrzymać uśmiechu. Przeglądała zdjęcia prawie godzinę. Następnie znów zajrzała do pudełka i zaczęła przeglądać inne rzeczy. Nagle jej wzrok natrafił na kolejny album. Nie był tak pokaźnych rozmiarów, ani takiej grubości jak poprzedni. Jednak nie należał też do najmniejszych. Wzięła go do ręki i otworzyła na pierwszej stronie.

Nie musisz mieć w życiu wszystkiego.
Wystarczy, że masz osobę, która jest dla Ciebie wszystkim.

Przewróciła stronę. Pierwsze zdjęcie ukazywało ją i Draco. Na dobrą sprawę to każde zdjęcie ukazywało ich razem bądź oddzielnie. Nie wierzyła w to co widzi. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Ponad pół godziny oglądała wszystkie fotografie. W końcu, gdy dotarła do ostatniej, z pod jej powieki wypłynęła pojedyncza łza. Słysząc dzwonek zamknęła album i położyła na kanapę. W pośpiechu zmazała ślad słonej kropli z policzka i otworzyła gościowi drzwi.

-Draco?!

-Witaj Hermiono! Mogę wejść? –zapytał niepewnie.

-Tak, oczywiście. –zrobiła mu miejsce tak by mógł wejść do środka.

Od razu udali się do salonu. Brunetka zaczęła wszystko szybko sprzątać. Gdy prawie wszystkie pamiątki były w pudełku, ze strachem stwierdziła, że nie ma jednego z albumów. Wyprostowała się i zaczęła rozglądać. Gdy jej wzrok padł na ręce blondyna, zamarła. Popatrzyła mu w oczy i  w tym momencie ich spojrzenia się spotkały.

-Nadal go masz. –wyszeptał.

 -Dopiero dzisiaj go znalazłam. –powiedziała trochę zachrypniętym głosem.
Draco oddał album brunetce nie spuszczając jej z oka. Po chwili do pokoju wpadła Maddison biegnąc w stronę swojego taty.

-Cześć Madd! –powiedział uśmiechając się do małej i biorąc ją na ręce.

-Cześć tatusiu!

Brunetka szybko schowała książkę do pudełka i zaniosła je do sypialni. Gdy wróciła do salonu Madd rozmawiała z Draco. Usiadła koło nich i przyglądała się im na zmianę. Kilka razy jej wzrok spotkał się z ukradkowym spojrzeniem Malfoya. Wiedziała, że on może teraz wszystko odkryć. Bała się, że dawne uczucie do niego może odżyć. Bała się czy już nie odżyło.

-Dzisiaj przyszedłem tylko na chwilę, sprawdzić jak sobie radzicie. –powiedział podnosząc wzrok na brunetkę.

-Wszystko w porządku. Prawda Maddison? –uśmiechnęła się lekko do córki.

-Tak. –rzekła trochę bez przekonania blondynka.

-Napijesz się czegoś Draco?

-Nie dziękuję.

-A ja mogę kakałko? –zapytała z nadzieją dziewczynka.

Hermiona uśmiechnęła się tylko i poszła do kuchni. Maddison szybko usiadła na kolanach swojego taty i zaczęła mówić cicho.

-Mamusia nie mówiła prawdy. –wyszeptała.

-Co? –zdziwił się Malfoy.

-No bo mamusia chodzi cały czas smutna. A jak próbuję ją rozśmieszyć to ona się nie uśmiecha szczerze. Musimy coś zrobić tata. –powiedziała poważnie z wojowniczą miną, co w jej wykonaniu wyglądało komicznie.

-Masz rację Madd. Coś wymyślimy, ale nie dzisiaj bo ja zaraz muszę iść. Wziąłem sobie kilka dni wolnego więc wpadnę do was, a może nawet wezmę cie do siebie na dwa, trzy dni. Okey? –zapytał cicho.

-Okey.

Gdy Hermiona weszła do salonu z kubkiem kakao dla Maddison, Draco powiedział, że musi iść. Pożegnali się, a potem blondyn teleportował się w tylko sobie znane miejsce. Była godzina piętnasta po południu więc Maddison i Hermiona siedziały na kanapie w salonie oglądając różne bajki.

~~~~***~~~~

Granger leżała już w swoim łóżku. Było już dużo po dwudziestej trzeciej więc Maddison spała już od jakichś trzech godzin. Brunetka miała się właśnie przewrócić na drugi bok gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Przeklinając pod nosem tego, który nachodzi je o tak późnej porze, ubrała szybko szlafrok i biorąc różdżkę poszła otworzyć.

-Draco? –zapytała widząc blondyna w progu.
 
-Nie mamy czasu. Pakuj się i ubieraj. Szybko. Ja się zajmę Maddison. –powiedział i wszedł do środka, a  potem skierował się do pokoju blondynki.